Ostatni szał ciał na nowe produkty Ziaji zmusił mnie do zakupu kilku produktów z serii oczyszczanie Liście Manuka. Pomyślałam, że to idealne produkty dla mojej kapryśnej cery, która na minimalny stres, czy grzeszny wieczór z ciastkami reaguje wysypem nieprzyjaciół. W mojej mini kolekcji znajdują się: tonik zwężający pory, krem mikrozłuszczający z kwasem migdałowym na noc, krem nawilżający, korygująco ściągający z SPF 10 i pasta do głębokiego oczyszczania twarzy przeciw zaskórnikom.
Wszystkie kosmetyki używałam ponad miesiąc i zdenerwowana brakiem efektów a także pogorszeniem sie mojej cery, rzuciłam je wszystkie w kąt. Nawet jak po miesiącu przyjechałam do domu, mama zwróciła uwagę, że kondycja mojej skóry znacznie się pogorszyła. A w diecie nic szczególnego nie zmieniłam, jadłam normalnie, jak zawsze...
Krem na dzień jest bardziej treściwy, jednak nie jest ciężki, czy tępy. Pod makijaż sprawdzał sie okej. Czy nawilżał? Pewnie jak każdy przeciętny krem. Czasem musiałam jednak stosować na noc olejek, bo cera była lekko odwodniona.
No i ostatni delikwent z naszej całej rodzinki. Myślę, że jest to jedyny produkt, który COKOLWIEK robi. Przyjemny peeling, skóra jest po nim całkiem ładnie oczyszczona, czuć jednak uczucie ściągnięcia.
Pokładając spore nadzieje w tych produktach, totalnie się zawiodłam. Produkty nie robią nic, a nawet odważę się powiedzieć, że pogarszają stan cery. Z wyjątkiem pasty oczyszczającej, ona aż tak beznadziejna nie jest. ale achów i ochów pod jej adresem z mojej strony też nie ma.
A wy używaliście produktów z tej serii? Jak wasze wrażenia?
Buziaki, Olga!
Wszystkie kosmetyki używałam ponad miesiąc i zdenerwowana brakiem efektów a także pogorszeniem sie mojej cery, rzuciłam je wszystkie w kąt. Nawet jak po miesiącu przyjechałam do domu, mama zwróciła uwagę, że kondycja mojej skóry znacznie się pogorszyła. A w diecie nic szczególnego nie zmieniłam, jadłam normalnie, jak zawsze...
Skład toniku jest bardzo przyjemny, nawilżająca gliceryna, łagodzący panthenol, kwasy, wyciąg z liści manuka... Ale co z tego?
I obietnice producenta... Jednak z żadnym z tych punktów nie mogę się zgodzić, jedyne, co mi przypadło do gustu w tym produkcie to jego aplikacja. Atomizer rozpyla bardzo przyjemną mgiełkę. Oczywiście nie ma mowy o zwężeniu porów, czy łagodzeniu zmian trądzikowych.
Wszystkie obietnice kremu na noc, również się nie sprawdziły. Jego konsystencję możecie zobaczyć na zdjęciu powyżej, lekka, trochę przypominająca żelo-emulsję.
Krem na dzień jest bardziej treściwy, jednak nie jest ciężki, czy tępy. Pod makijaż sprawdzał sie okej. Czy nawilżał? Pewnie jak każdy przeciętny krem. Czasem musiałam jednak stosować na noc olejek, bo cera była lekko odwodniona.
Pokładając spore nadzieje w tych produktach, totalnie się zawiodłam. Produkty nie robią nic, a nawet odważę się powiedzieć, że pogarszają stan cery. Z wyjątkiem pasty oczyszczającej, ona aż tak beznadziejna nie jest. ale achów i ochów pod jej adresem z mojej strony też nie ma.
A wy używaliście produktów z tej serii? Jak wasze wrażenia?
Buziaki, Olga!