2 lutego 2015

Ziaja Liście Manuka

Ostatni szał ciał na nowe produkty Ziaji zmusił mnie do zakupu kilku produktów z serii oczyszczanie Liście Manuka. Pomyślałam, że to idealne produkty dla mojej kapryśnej cery, która na minimalny stres, czy grzeszny wieczór z ciastkami reaguje wysypem nieprzyjaciół. W mojej mini kolekcji znajdują się: tonik zwężający pory, krem mikrozłuszczający z  kwasem migdałowym na noc, krem nawilżający, korygująco ściągający z SPF 10 i pasta do głębokiego oczyszczania twarzy przeciw zaskórnikom.
Wszystkie kosmetyki używałam ponad miesiąc i zdenerwowana brakiem efektów a także pogorszeniem sie mojej cery, rzuciłam je wszystkie w kąt. Nawet jak po miesiącu przyjechałam do domu, mama zwróciła uwagę, że kondycja mojej skóry znacznie się pogorszyła. A w diecie nic szczególnego nie zmieniłam, jadłam normalnie, jak zawsze...


Skład toniku jest bardzo przyjemny, nawilżająca gliceryna, łagodzący panthenol, kwasy, wyciąg z liści manuka... Ale co z tego?


I obietnice producenta... Jednak z żadnym z tych punktów nie mogę się zgodzić, jedyne, co mi przypadło do gustu w tym produkcie to jego aplikacja. Atomizer rozpyla bardzo przyjemną mgiełkę. Oczywiście nie ma mowy o zwężeniu porów, czy łagodzeniu zmian trądzikowych. 



Wszystkie obietnice kremu na noc, również się nie sprawdziły. Jego konsystencję możecie zobaczyć na zdjęciu powyżej, lekka, trochę przypominająca żelo-emulsję.  



Krem na dzień jest bardziej treściwy, jednak nie jest ciężki, czy tępy. Pod makijaż sprawdzał sie okej. Czy nawilżał? Pewnie jak każdy przeciętny krem. Czasem musiałam jednak stosować na noc olejek, bo cera była lekko odwodniona.


No i ostatni delikwent z naszej całej rodzinki. Myślę, że jest to jedyny produkt, który COKOLWIEK robi. Przyjemny peeling, skóra jest po nim całkiem ładnie oczyszczona, czuć jednak uczucie ściągnięcia.

Pokładając spore nadzieje w tych produktach, totalnie się zawiodłam. Produkty nie robią nic, a nawet odważę się powiedzieć, że pogarszają stan cery. Z wyjątkiem pasty oczyszczającej, ona aż tak beznadziejna nie jest. ale achów i ochów pod jej adresem z mojej strony też nie ma.
A wy używaliście produktów z tej serii? Jak wasze wrażenia?
Buziaki, Olga! 

29 grudnia 2014

Mikołaj z Essence


Skoro już jest po Świętach to pochwalę się moją zdobyczą, a właściwie prezentem od Essence. W Mikołajki w kilku miejscach w Berlinie przedstawiciele firmy rozdawali paczki z kosmetykami. Tłum szalonych nastolatek trochę nas zaskoczył (gdyż nie byłam sama, towarzystwa dotrzymywała mi koleżanka, która znalazła całe wydarzenie w sieci, a że jest tak kochana i od razu pomyślała o mnie i o moim uzależnieniu to wybrałyśmy się we dwie). Koniec końców udało się nam otrzymać paczki, w których było naprawdę sporo rzeczy.


Na początek - żelowe wkładki do obcasów (bardzo przydatna rzecz, o ile chodzi się w obcasach, ja ostatnio miałam je na studniówce....), separatory do stóp i naklejki na paznokcie (których raczej nie wykorzystam). 


Róż i rozświetlacz w kremie. Aplikują się w miarę ok, trzeba jedynie wypróbować kilka metod. Różu jeszcze nie testowałam na dłuższą metę, ale o rozświetlaczu już coś powiedzieć mogę. Jest delikatny, tworzy bardzo ładną taflę, nie jest to nic brokatowego, nie ma dużych drobinek. Niestety trwałością nie zachwyca, ale myślę, że jak na taką cenę (ok. 15 zł) nie jest źle. 


Róż jest w neutralnym kolorze, lekko wpada w brzoskwinkę.


Na tym zdjęciu rozświetlacz wydaje się być biały, ale nic bardziej mylnego, na poniższych zdjęciach można zobaczyć jak ładnie się mieni i jaką tworzy taflę.




Pędzelek kabuki - idealny do nakładania pudru, w tym też celu go stosuję. Zawsze idzie ze mną na miasto, gdyż jest mały, poręczny i bez problemu mieści się w małej kosmetyczce. 
Tusz do rzęs - ja swojego tuszu z MacFactora nie wymienię na żaden inny, bo zawsze jak testowałam nowe to kończyłam z efektem pandy, tak więc tusz wyląduje w kosmetycze Mamy.
Eyeliner w kałamarzu - cóż, moje oko i jego opadająca powieka niestety nie są stworzone do noszenia eyelinera, w szczególności pięknej, wywiniętej kreski. Jednak od czasu do czasu można zrobić kreskę bez 'jaskółki', i tego się będę trzymać!


Szminka - oj tak, coś, co tygryski lubią najbardziej! Matowa, lekko różowa, wpadająca w brzoskwinkę, idealna do dziennego makijażu.



Cienie - najlepsze, bo w neutralnych kolorach. A brązy pasują każdemu. Cienie nie są mocno napigmentowane, ale może to i dobrze... Do dziennego makijażu idealne, a i coś mocniejszego się stworzy. Brakuje mi tylko jakiegoś matowego wykończenia, bo wszystkie są perłowe/połyskujące/z drobinkami.


Były szminki, teraz są błyszczyki. Ja za nimi nie przepadam, więc dostanie je moja siostra. Pierwszy smakuje truskawkowo, drugi jest bardzo połyskujący i nie można go nałożyć dużo, w przeciwnym razie skończymy z białymi ustami, co może wyglądać ... cóż, osobliwie.


I jeszcze kilka gadżetów, które dostałyśmy poza paczką. Czarny brokat na paznokcie, piękny, miedziany, połyskujący cień, w sam raz na sylwestra. Jest też sztyft do skórek wokół paznokci, pachnie pięknie i nawilża. I szminka... tak, wiem, wygląda okropnie, jakaś brązowa?! Jak to wygląda na ustach? A powiem Wam, że super! Szminka nie jest mocno napigmentowana, więc dużo koloru nie daje, nazwałabym ją raczej koloryzowanym balsamem do ust. Mi się podoba i myślę, że to jest produkt, który kupiłabym ponownie!


9 listopada 2014

Fall Makeup

Mamy już jesień! Ulice wyścielone są kolorowymi, pachnącymi liśćmi, deszcz jest już prawie codziennością, wszędzie dominują jesienne kolory, między innymi burgund, który jest bohaterem dzisiejszego posta.

Miałam przyjemność wykonać makijaż na pięknej Zuzi, zapraszam więc do czytania! :)


 Krok pierwszy: wyrównuję koloryt cery nakładając cienką warstwę podkładu, pod oczy nakładam korektor, który maskuje ewentualne zasinienia. Jeśli macie ładną cerę, która nie potrzebuje specjalnego krycia, pomińcie ten krok.


Krok drugi: podkreślanie brwi. Zuzia ma naturalnie piękne, gęste brwi, jednak nie wszystkie mamy takie szczęście. Brwi stanowią ramę twarzy, powinny mieć odpowiedni kształt, a także kolor! Ostatnio w metrze widziałam panią z POMARAŃCZOWYMI brwiami, miałam ochotę zmyć jej to dzieło sztuki i umalować brwi w naturalny sposób... O brwiach będzie osobny post, bo to sprawa warta uwagi! :)


Krok trzeci: konturowanie twarzy. Do tego celu użyłyśmy tylko bronzera, uznałyśmy, że po dodaniu różu za dużo by się działo. Bronzer nakładamy pod kością policzkową, (jeśli nie wiecie, gdzie ją macie, wystarczy zrobić minę "na rybkę" i linia wyznaczy się sama) przy skroniach i linii żuchwy. Zabieg ten wyszczupla naszą twarz, a także nadaje jej wyrazistości. Na wypukłe części twarzy - szczyt kości policzkowej, łuk brwiowy i łuk kupidyna nakładam rozświetlacz. Nadaje to twarzy trójwymiarowości, nie wydaje się "płaska".


Krok czwarty: oczy. Na początku nakładam bazę pod cienie, która przedłuża trwałość cieni. Produkt, który użyłam to takie 2w1, można używać go jako bazę, ale też jako pojedyńczy cień, gdyż ma szampański, neutralny odcień. Jeśli nie macie specjalnej bazy, nie martwcie się. Nałóżcie cienką warstwę korektora i go przypudrujcie, potem nałóżcie szampański czy też lekko perłowy cień. Nie użyłam matowego produktu, gdyż chciałam rozświetlić całe oko, ale wszystkie chwyty są dozwolone.


Krok piąty: cieniowanie załamania powieki. Postawiłam na lekko podkreślone oko. Szampański cień na całej powiece i  matowy szaro-brązowy cień w załamaniu. Dlaczego tym razem matowy? Raz, że co za dużo to niezdrowo, a dwa, że zabieg podkreślenia załamania powieki służy wydobyciu oka, więc najlepiej aby wyglądało to naturalnie, a że matowy cień sprawia takie wrażenie, użyłam go w tym makijażu. Najlepiej nałożyć cień mniejszym pędzelkiem (np. tzw. kuleczką), a potem, większym (i czystym!) pędzelkiem wykonujemy kuliste, delikatne ruchy, czyli nic innego jak rozcieranie czy blendowanie. 


Krok szósty: dolna powieka. Tym samym cieniem zaznaczam dolną powiekę, Zuzia ma duże oczy, więc pozwoliłam sobie na nałożenie cienia na całej linii rzęs, jeśli jednak wasze oczy są mniejsze, nałóżcie cień tylko do połowy, lub 2/3 długości powieki.


Krok siódmy: linia rzęs. Nakładając brązowy lub czarny cień/kredkę przy samej linii rzęs, zagęszczamy je. Wydaje się, że rzęs jest więcej i są gęstsze. Nie żeby to było Zuzi potrzebne, ale na pewno jej nie zaszkodziło. :)


Krok ósmy: tusz do rzęs. Na koniec nakładamy ulubioną mascarę i oko mamy gotowe!


Oko jest delikatnie podkreślone i rozświetlone, taki makijaż spokojnie możemy nosić na co dzień, do szkoły, do pracy. Nie zajmuje dużo czasu, większość to kwestia wprawy. Do perfekcyjnego rozcierania cienia wystarczy dobry pędzelek i kilkanaście minut prób.


Krok dziewiąty: dla tych bardziej odważnych - ciemna szminka. 


Produkty, których użyłam:

Podkład MakeUp Forever HD i Bourjois CC Cream


Bronzer MAC Bronzing Powder, rozświetlacz Inglot, pędzel Real Techniques


Puder MAC Mineralize Skinfinish Natural, korektor MAC Studio Finish Concealer, pędzle Real Techniques


Mascara: Yves Rocher Sexy Pulp


Cień w kremie & baza: MAC Paintpot


Cienie: Dior 5-colour Iridescent Eyeshadow, Kiko Eyeshadow


Pomadka: Rimmel Moisture Renew ( kolor 380 Dark Night Waterl-oops!)